W sferze psychiki i nastroju, trzeba być bardzo delikatnym. Można przegrać każde zawody, nawet w najlepszej formie, jeśli męczyć nas będą depresje i humory. Niezawodnym lekarstwem okazuje się czekolada! Wielu znajomym spodobał się pomysł na pitną czekoladę domowej roboty, więc już go podaję!
Odpuszczamy sobie wszystkie badziewia typu “rozpuszczalna czekolada w proszku”! Jak pewnie się domyślacie, będę namawiał do odpuszczenia sobie wszelkiej żywności z E…, wzmacniaczami smaku itp.. Używamy tylko najlepszej czekolady, w moim wypadku wybór padł na gorzką 70% Wedla.
Podgrzewamy mleko (migdałowe lub kokosowe). W tym czasie kruszymy naszą czekoladę i wrzucamy ją do gorącego mleka. Mieszajcie do póki się nie rozpuści i nie doprowadzajcie do wrzenia, żeby nie przypalić tego co mogło osiąść na dnie. Dodajemy łyżkę kremówki, łyżkę masła i łyżeczkę. Słodzimy miodem jak przestygnie. Możliwości mamy tutaj sporo. Skórka z pomarańczy byłaby tu na miejscu, wanilia czy masło orzechowe (najlepiej z migdałów a nie z fasoli zwanej orzeszkami ziemnymi). Naszą ambrozję posypujemy cynamonem (możecie eksperymentować z wiórkami kokosowymi, spienionym mlekiem, wanilią, tartą czekoladą lub CHILI!!).
Czekolada bogata jest w liczne mikroelementy jak: magnez, fosfor, żelazo, wapń, mangan, cynk czy kobalt. Jest też źródłem błonnika (ok 15%!!!). Więc jak ktoś zacznie zachwalać zboże jako “jedyne źródło błonnika na świecie” to wiecie co możecie mu powiedzieć.
Rady:
Każdą dietę warto przerwać, jeśli czujecie “zjazdy”. Sam Robb Wolf powtarza, że tego nie można traktować jak religii. Nie przesadźcie tylko w drugą stronę i niech to się nie stanie wymówką każdego dnia.. 😉 A teraz pełni energii idziemy zmiażdżyć “Fran”!